wtorek, 14 kwietnia 2009

Bożena Kowalska o Wilhelmie Sasnalu!

Miarą sukcesu jest nie tylko to, co piszą o tobie rówieśnicy, ale być może w większym jeszcze stopniu to, czy starsze o dwie generacje autorytety mają cokolwiek do powiedzenia na twój temat. I oto stało się: Bożena Kowalska, legenda powojennego piśmiennictwa o sztuce, filar konstrukcyjny abstrakcji konkretnej, autorka licznych książek o powojennym polskim malarstwie, opublikowała właśnie artykuł o Wilhelmie Sasnalu! Miejscem tej historycznej publikacji jest najnowsze wydanie nieśmiertelnego wrocławskiego nieregularnika "Format" (nr 55, datowany co prawda na listopad 2008, ale dopiero teraz dostrzegłem na półce w empiku). I chociaż autorka, zgodnie z tytułem artykułu, więcej uwagi poświęca "fenomenowi Wilhelma Sasnala" niż analizie jego prac, są tu też wciągające fragmenty opisowe:
"Obraz zwraca uwagę. Serpentyny i zakola zieloną farbą za pomocą szerokiego pędzla lub szpachli gwałtownymi gestami rzucone na płótno wypełniają całe pole obrazowe, a na jego dole miniaturowe trzy postacie. Mogą to być równie dobrze zwykli spacerowicze, grupa znajomych powracająca z majówki czy grzybobranie. Nic nie kojarzy obrazu z obozem zagłady w Treblince lub holokaustem." (To o słynnym obrazie "Las")
W końcu jednak nadchodzi czas na konkluzję: "[...] tego niewidzialnego i nienazwanego, które jest w intencji artysty, nie ma w jego obrazach. One są tylko sprawnie malowane, ze znakomitym wyczuciem koloru i formy, a często ze świetnym oddaniem scen codzienności [...]". Kowalska spostrzega również to, co od początku charakteryzowało metodę malarską Wilhelma: "Zastanawiająca jest różnorodność stylu, nurtów i sposobów malowania w twórczości Sasnala. Poszczególne obrazy różnią się między sobą pod każdym względem i to diametralnie. Jakby każdy cykl, a niekiedy i każde płótno malował ktoś inny". Jednak wnioski jakie krytyczka wysnuwa z tej obserwacji są zgoła nieoczekiwane: "W ten sposób kasuje się indywidualność artysty. Podobnie postępuje dziś wielu innych, tak polskich, jak i niepolskich malarzy. Zgodne to z postmodernistycznym duchem czasu, ale na tej zasadzie gubi się to, co do niedawna uważane było za podstawowe kryterium wartości sztuki: oryginalna, niepowtarzalna osobowość twórcy". Kowalska pisze o "sentymentalizmie" i "tradycjonalizmie" obrazów Sasnala, skarżąc się na niedostatek w nich "klimatu medytacyjnego" (tu odwołanie do Rothko, Opałki, Nowosielskiego, Bergmana i Kieślowskiego). I być może już wiemy o co chodzi: o rozczarowanie słabością naszej generacji niezdolnej do jednoznacznych i ostatecznych gestów plastycznych. Warto czytać klasyków by uczyć się wiary i konsekwencji, i zapewne z tegoż samego powodu sztuka stety-niestety nieustannie wymyka się spod ich - klasyków - władzy sądzenia.