czwartek, 21 maja 2009

Wystawa jako dekoracja trumny

Już w najbliższą sobotę w Rastrze wernisaż nowej wystawy Oskara Dawickiego. W toku przygotowań i dyskusji nad jej kształtem powstała rozmowa - krótki dialog między artystą, a galerzystą. Oto pierwszy fragment tejże, dalszy ciąg na wystawie!

- Oskar, w trakcie pracy nad wystawą zrodził się twój pomysł na pracę składającą się z jednego zdania: “Nigdy nie zrobiłem pracy o Holocauście”. Skąd ta deklaracja?

- Pomysł był bezpośrednio inspirowany rozmową ze Zbyszkiem Liberą, który jeśli chodzi o Ten temat wydaje się osobą co najmniej kompetentną. Punktem wyjścia było oburzenie Zbyszka na złą pracę na temat Holocaustu, na kolejną złą pracę na temat Holocaustu, którą miał nieprzyjemność widzieć. Normalnie nie używałbym nazwisk, ale w tym wypadku nie jest to nazwisko tylko kryptonim więc możemy podać, chodziło o Petera Fussa i jego niedawną wystawę w Pradze.

- Dlaczego Cię oburza, że inny artysta zrobił złą pracę o Holocauście?

- Jest to nieuczciwe, koniunkturalne, tanie i płaskie, jest banalne i wobec tej niewyobrażalnej tragedii, która się wydarzyła, jest to zwyczajnie nie do przyjęcia.

- Lepiej jest więc milczeć niż się mylić w tej kwestii?

- Tak, lepiej milczeć, niż się niewiarygodnie mylić... tak jak lepiej chrząknąć niż bełkotać...

- Dlaczego właściwie sam nigdy nie zrobiłeś pracy o Holocauście?

- Wydawało mi się zawsze, że żeby powiedzieć coś ciekawego w tej kwestii trzeba nabrać odpowiedzialnego dystansu... Taki temat to łatwy sposób na przykucie uwagi lub preparowanie czyjegoś wzburzenia, wydawało mi się to po prostu, jakkolwiek to nie zabrzmi, nieetyczne. Zbyt łatwe. Wystawy, które widziałem jedynie mnie w tym utwierdzały, że ja nie chcę tak robić. Z drugiej strony, jako polski artysta odczuwam – nie tylko zresztą ja – że jest to istotny temat, do którego jesteśmy w jakimś sensie wywołani.

- Czy twój akt odmowy dotyczy właśnie tej konieczności?

- Praca, którą zaproponowałem jest tak sformułowana, że nie wyklucza w przyszłości zrobienia pracy o Holocauście. Mam pewne tropy związane z tym tematem, które przy sprzyjających okolicznościach może uda się zrealizować.

- Czy zgadzasz się zatem, że istnieją tematy, które z pewnych, no właśnie, etycznych względów, nie mogą być przez artystę pominięte?

- Nie, tak nie myślę. Uważam, że artysta nie ma żadnych obowiązków i nie musi poruszać żadnego tematu, jeśli nie chce. Aczkolwiek, na nieco mniej ogólnym poziomie, jest coś w rodzaju presji czy ciśnienia, zwłaszcza w międzynarodowym kontekście, że te obozy wciąż wychodzą... Moja praca jest chwytem na tę presję, chwytem zapaśniczym blokującym ją, albo może raczej pozwalającym się wymknąć z uścisku. Jest w tym rodzaj sprzeczności, który mnie również podnieca, bo praca deklaruje, że nie jest, a jednocześnie jest na ten temat. Poza tym, gdybym w przyszłości zrealizował projekt na temat Holocaustu, to ta praca się ciekawie zdezaktualizuje, unieważni. Myślę również, że przewrotność tej pracy pozwala mi uniknąć etykietki moralizatora.

- Moje obiekcje wobec proponowanej przez ciebie pracy dotyczyły faktu, że podobnie jak wiele innych prac o Holocauście, w istocie instrumentalizuje ona ten temat, żeby opowiedzieć o czymś innym – o przemyśle artystycznym, o tym np. jak się buduje karierę...

- Powiedzmy, że jest to instrumentalizacja doprowadzona do granic, jakąś – nie przymierzając - metainstrumentalizacją, co czyni ją jak ufam szczególną. Dla mnie było też ważne, że praca ta pojawiłaby się w kontekście całej wystawy, która ma poniekąd totalny, eschatologiczny wręcz zapał rozliczenia się z całym Uniwersum... uff. I nagle, na samym wierzchu tej gorzkiej układanki pojawia się jeszcze TO, co zawsze wydawało mi się rodzajem skrajnego przekroczenia, nadużycia, rozpaczliwie tanim zabiegiem. I okazuje się, że nawet TO nie pomaga, staje się wiekiem do trumny, jeśli porównać wystawę do dekoracji trumny.