sobota, 14 marca 2009

Kompas drogę (mylną) ci wskaże

Temat jest kontrowersyjny, tzn. nie kontrowersyjny przez wielkie "K", tylko po prostu: wzbudzający sprzeczne opinie w Rastrze. Chodzi o projekt "Kompas Sztuki", któremu udziela hojnie łam dziennik "Rzeczpospolita" (swoją drogą nie minął jeszcze kwartał nowego roku, a tu kolejny ranking! Rankingów kryzys się nie ima, niestety). Oto więc ranking "najlepszych polskich twórców (obecnych w życiu artystycznym po 1945 roku)". Już druga edycja! Ponieważ jak zaznaczyłem na wstępie sprawa jest kontrowersyjna, nie będę się długo rozwodził nad wszystkimi możliwymi ułomnościami tego projektu, postaram też ograniczyć wytykanie błędów rzeczowych i złośliwości do minimum, aby przejść jak najszybciej do sprawy, która przeraża mnie w tej zabawie najbardziej.
Oto w komentarzu do listy rankingowej, redaktorzy piszą: "
Na świecie ogłaszane są podobne rankingi, z tym że są one tworzone według różnorodnych reguł. Punkty przyznawane są np. za udział artysty w wystawach indywidualnych w określonych miejscach, za uczestnictwo w ważnych ekspozycjach zbiorowych, za recenzje w liczących się magazynach sztuki w ciągu ostatnich 12 miesięcy itp. Takimi kryteriami kieruje się m.in. niemiecki Kunstkompass, który od ponad 30 lat 1 listopada oczekiwany jest przez międzynarodowe sfery artystyczne [...] Obowiązujące na Zachodzie reguły nie znajdują u nas zastosowania [pokreśl. moje - rasterluk]. Dlatego my opieramy się na ocenach najlepszych na naszym rynku specjalistów".
Cały ten ustęp - jakże pasuje tu to słowo - pojawia się w tegorocznym komentarzu niemal w identycznym brzmieniu jak w zeszłym roku, zapewne za sprawą funkcji "ctrl c", "ctrl v", która do prawdy zrewolucjonizowała krajowe dziennikarstwo na temat sztuki w takt znanej melodii "śpiewać każdy może". Czytam i nie wierzę, jeszcze raz: "Obowiązujące na Zachodzie reguły nie znajdują u nas zastosowania". Co na to Komisja Europejska??? A właściwie, dlaczego??? Nie znajdują zastosowania, czy też twórcy "Kompasu" nie chcą ich zastosować? Dlaczego powstaje kolejny absurdalny plebiscyt ludzi różnych profesji, zamiast choćby tej jakże prostej i wydajnej niemieckiej metody, która tak imponuje redaktorom polskiego "Kompasu"? Dlaczego panie i panowie redaktorzy nie usiądą i nie policzą, kto w ilu i jakich wziął udział wystawach w minionym roku, w jakich instytucjach i galeriach wystawiał? Za dużo pracy? A na Zachodzie ludzie jakoś bardziej pracowici, co można sprawdzić na przykład tu. Więc może - powiedzmy sobie szczerze - to nie polski świat sztuki nie dojrzał jeszcze do normalnego rankingu, lecz towarzyszący mu dziennikarze z kompasem w ręku, który - jak to kompas - zawsze pokazuje już nawet nie północ, ale pełną, głęboką i ciemną noc. To smutne z jak wielkim zapałem próbuje się wciąż wciskać naszą lokalną scenę w prowincjonalny kaftan bezpieczeństwa i to w czasie, kiedy szczęśliwie runęły przejścia graniczne, a artyści z Polski bez specjalnych kompleksów biorą udział w międzynarodowym życiu artystycznym.
Próżne zapewne wylewam żale, nie przytłumią one dobrych nastrojów twórców "Kompasu Sztuki", doznających orgiastycznych uniesień odmieniając we wszystkie strony związek frazeologiczny "inwestowanie w sztukę". Tym bardziej, że sami nie jesteśmy bez winy - daliśmy się wciągnąć w to zamulające przedsięwzięcie, w imię podstawowej zasady PR: ważne, że mówią o tobie, nie ważne co. Myślę jednak, że w następnych odcinkach, które niestety z pewnością nastąpią, powinniśmy wykazać się znacznie większą dozą cynizmu i oddać przysługujące nam głosy wyłącznie na artystów, z którymi na co dzień współpracujemy. Spójrzmy na tegoroczne wyniki - 10 punktów (tyle może dostać artysta w rankingu jeśli jedna głosująca na niego galeria umieści go na pierwszym miejscu swojej listy) daje od razu miejsce w 50-tce najlepszych artystów polskich po 1945 roku. "Wyniki zostały zliczone automatycznie, bez możliwości ingerowania w system" - to może zagłosuję sam na siebie?