środa, 27 stycznia 2010

"Urodziny" Anety Grzeszykowskiej w wiedeńskiej Galerie nächst St. Stephan

Niestety do Wiednia na wernisaż Anety Grzeszykowskiej nie wybrał się Szybki Królik, tylko Powolny Zając, więc relacja jest nieco spóźniona, krótka i trochę nie na temat. Austriacki Der Standart zdążył już całą wystawę szczegółowo opisać, także polecam lekturę:
http://derstandard.at/1263706672170/Kein-Kindergeburtstag

A dla naszych czytelników nie władających językiem niemieckim zamieszczam kilka fotografii autorstwa Jana Smagi dokumentujących wystawę Anety.




"Klara" - rzeźba z wełnianą dziewczynką przytuloną (i przyczepioną) do rzepowego psa.







Nowe lalki i prace z rzepami - w tym wielki "Gobelin" - abstrakcyjna kompozycja wyłącznie z wysuszonych rzepów, o bardzo bogatym wachlarzu odcieni, oraz fotograficzny autoportret w wyblakłych kolorach, jak na zdjęciach gołych dziewczyn wiszących całe dekady w warsztacie samochodowym.


"Czarne tło" - tondo powstałe poprzez bardzo gęste udrapowanie tkaniny używanej wcześniej przez Anetę jako tło do kręcenia swoich "czarnych" filmów.


Na wystawie swoją premierę miał też najnowszy film Anety "Urodziny". Praca jest przerobionym przez artystkę znalezionym filmem amatorskim dokumentującym rodzinną uroczystość - pierwsze urodziny dziecka. Całkowicie przemontowany materiał z pewnymi dodatkowymi interwencjami zamienia się w dziwne i przerażające misterium.

---

Z okazji tej krótkiej wizyty w Wiedniu mieliśmy też przyjemność przypomnieć sobie austriackie specjalności kulinarne. Słynny Tafelspitz jest niewątpliwą perłą w kartach wiedeńskich restauracji - gotowana w wywarze warzywnym wołowina krzyżowa o łagodnym smaku podawana jest z wyrazistymi sosami z chrzanu, jabłek, śmietany. Do tego tłuste jak marzenie karczmarza smażone placki z ziemniaków (które to Austriacy dowcipnie nazywają ziemnymi jabłkami - Erdapfel).




Aneta juz po śniadaniu "Pod Czarnym Wielbłądem" gdzie serwują olbrzymi wybór past kanapkowych o smakach wywodzących się z całego regionu dawnego Cesarstwa Austriackiego. Wsród nich oczywiście liptauer - jak się właśnie dowiedziałem robiony z sera podobnego do naszej bryndzy - na pewno więc spróbuję go przyrządzić w domu.